Biegłam.
Nie mogłam już złapać tchu, ale dalej biegłam.
Jak najdalej.
Moje płuca pożerały języki ognia. Nogi plątały się, uginały pod
ciężarem ciała, które zdawało się ważyć o wiele więcej niż powinno.
Czułam pod skórą smród mokrych liści, a w ustach sączył się metaliczny
posmak krwi. Wirowało mi w głowie. Gałęzie szarpały moje ubrania,
porywając je na strzępy. Drzewa odbijały mnie od siebie jak piłeczkę do
ping ponga.
Wtem, znikąd, pojawiła się przepaść. Rozejrzałam się
dookoła, ale nie było sposobu, by stamtąd zwiać. Wiedziałam, że mnie
dopadnie. Oddech był płytki i nierówny. Zaczęłam się trząść i na darmo
szukać drogi ucieczki. Poczułam jak otula mnie czarny dym. Krztusiłam
się łzami, które strumieniami rzeźbiły na moich policzkach kryształowe
tory. Z ust wybrzmiewał szloch, ostatnie wołanie o pomoc.
Na próżno.
Był blisko.
Resztkami sił zacisnęłam dłonie w pięści. Gdzieś w gardle błąkał się
krzyk, któremu nie pozwoliłam wybrzmieć. Złapał mnie. Silne ręce
chwytały moje ramiona. Zupełnie bezmyślnie, zapragnęłam się odwrócić.
I wtedy.
Obudziłam się. Za każdym razem koniec snu był taki sam. Już miałam stanąć twarzą w twarz z moim koszmarem, ale budziłam się.
Moje ciało było zwinięte w kulkę, mięśnie zastygły w uścisku i nie
potrafiłam ich rozluźnić. Wzięłam kilka głębszych oddechów i złapał mnie
skurcz w łydce, którą kurczowo przyciskałam do klatki piersiowej.
Rozmasowałam ją nieumiejętnie. Podniosłam się z trudem z łóżka i dopiero
wtedy poczułam krople potu ściekające po moim karku. Przetarłam go
suchym nadgarstkiem. Musiałam wziąć prysznic. Wskazówki zegara
pokazywały za pięć siódmą. Obudziłam się równo pięć minut przed
budzikiem.
Jak zwykle zresztą.
Przesuwałam
szczupłymi palcami po grzbietach książek, które równo stały na bukowym
regale. Wyciągnęłam te, które były potrzebne na zajęcia i zeszłam na
dół, do kuchni.
David jak każdego ranka robił sobie śniadanie.
Jeżeli można było nazwać to śniadaniem. Wepchnął garść płatków owsianych
do buzi, popijając je zimnym mlekiem prosto z kartonu. Wytarł wąsy z
mleka rękawem czerwonej, poplamionej bluzy.
- Dzień dobry - powiedziałam ospałym, nieco zachrypniętym jeszcze głosem. Dopiero wtedy zwróciłam na siebie jego uwagę.
David zmierzył mnie spojrzeniem, jak zwykł robić to każdego ranka.
- Rose. Wyglądasz paskudnie - powiedział wreszcie.
- Ciebie też miło widzieć - odpowiedziałam, uśmiechając się kącikiem
ust. - I nie, dziękuję, nie mam ochoty na śniadanie. Nie musisz mnie
dzisiaj podwozić do szkoły, bo Josh będzie za dziesięć minut, ale miło z
twojej strony, że pytasz.
- Wiesz co się robi w nocy? Z reguły śpi. Podpowiadam, w razie gdybyś zapomniała.
- Cieszę się, że mogę na ciebie liczyć. Jesteś jak zwykle niezastąpiony. - Uśmiechnęłam się do niego przekornie.
Całą noc męczył mnie ten sam koszmar. I nie był to pierwszy raz. Już
od miesiąca nawiedzały mnie podobne sny. Tłumaczyłam to tym, że wraz z
rozpoczęciem maratonu koszmarów, rozpoczęła się również szkoła. Więc
prawdziwy koszmar przeżywałam dopiero za dnia. Nic dziwnego, że wyglądałam jak upiór.
Zerknęłam ukradkiem w
stronę salonu, gdzie na kanapie spała ciocia Anna. David najwyraźniej
przyłapał mnie na tym, bo odezwał się chrapliwym głosem:
- Wróciła w nocy, pewnie obudzi się dopiero jak wrócisz ze szkoły. Nie licz na ciepły obiadek - mruknął półgębkiem.
David niańczył ciocię Annę od kiedy był małym dzieciakiem. Na pewno
czekał na nią aż wróci późno w nocy, żeby dać jej reprymendę, ale kiedy
zszedł do salonu. zastał ją śpiącą w ubraniach na kanapie, więc jedynie
przykrył ją kocem i pozwolił spać.
Ciocia Anna była dobrą kobietą. Z
charakterem. Zawsze wiedziała co powiedzieć, ale nie można było na nią
liczyć. Mimo starań, nie sprawdzała się w roli matki. Uwielbiała
mężczyzn, często ich wymieniała, eksperymentowała z nowymi, zapraszała
ich do domu. a jeżeli tylko nie byli żonaci - co zdarzało się rzadko -
spędzała noce w ich mieszkaniach. Mimo to, w South Lake była szanowaną
kobietą, jej zdanie się liczyło. Bo oprócz tego, że była bardzo piękna,
dużo podróżowała i miała wiedzę o świecie, która podniecała miejscowych,
dla których całym światem było South Lake.
David od zawsze był jak
mój starszy brat. Kiedy byliśmy dziećmi, ciocia Anna na czas podróży
często zostawiała go pod opieką moich rodziców, którzy mimo tego, że
mieli mnóstwo pracy, zawsze potrafili znaleźć dla nas czas. Wiedziałam,
że ich śmierć dotknęła jego równie mocno jak mnie.
Josh
podjechał pod Late Avenue punktualnie. Usłyszałam przyjemny warkot silnika jego gruchota pod swoim domem. Wybiegłam na werandę, wiążąc po drodze niesforne, błądzące przy twarzy
kosmyki włosów w kitkę. Autem trzęsła piosenka
jego ulubionego zespołu. Kiedy tylko pojawiłam się w zasięgu jego
wzroku, ściszył muzykę i przywitał mnie swoim perłowym uśmiechem. Nikt
nie potrafił uśmiechać się tak jak on. Wyszedł z samochodu, przycisnął
swoje gorące dłonie do moich bioder, łagodnie podwijając przy tym moją
morelową bluzkę. Oparłam się o tapicerkę jego samochodu, pozwalając, by
przez uśmiech przycisnął swoje mokre, miękkie wargi do moich i złożył na
nich słodki pocałunek. Wplotłam palce w jego blond czuprynę.
Otworzył przede mną drzwi do swojego fiata, którego traktował jak
własne dziecko. Rok wcześniej nawet przyłapałam go na tym, że kiedy robił
przegląd w warsztacie ojca, w którym pracował, mówił do tego rzęcha z 89 roku.
Lubiłam obserwować go podczas gdy prowadził. Skupiał się
na tym niekiedy tak bardzo, że ściskał wargi w cienką kreskę, żeby po
chwili znowu powróciły do swojego normalnego, pełnego kształtu.
Josh nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak seksownie przy tym wyglądał.
Wjechaliśmy na parking naszego liceum. Spojrzałam zatrwożonym wzrokiem w jego oczy w kolorze dębowych liści.
- Dasz radę - szepnął i delikatnie uścisnął moją dłoń, która w porównaniu do jego dłoni była maleńka i krucha.
Pocałowałam go w kącik ust.
- Wiem - odparłam. Chociaż wcale tak nie było. Nie chciałam znosić
więcej sekretnych spojrzeń i szeptów w miejscach, w których się
pojawiałam. I nie miałam ochoty udawać, że wszystko było w porządku,
kiedy wcale nie było.
Wyszliśmy z samochodu i
ruszyliśmy w stronę budynku szkoły, trzymając się za ręce. Ciągle czułam
na sobie czyjeś spojrzenie. Josh ściskał moją dłoń mocniej za każdym
razem, kiedy poczuł wlepiające się w naszą parę ślepie gapiów. Tylko że
oni wcale nie patrzyli na nas. Oni patrzyli na mnie.
Ellie wepchnęła do szafki sfatygowany papierek od batonika
niskokalorycznego. Wszystko co jadła Ellie było niskokaloryczne i nie
znałam osoby, która miałaby większą obsesję na punkcie kalorii co Ellie.
- Starzy mnie zamordują. Wbiją na jakiś pal, żebym powoli
wykrwawiła się na śmierć. Albo nie, gorzej, zrobią sobie konto na
Facebooku i zaproszą mnie do znajomych. - Blondynka grzebała w tonie
papierów, które walały się w jej szafce. Nie mogłam się powstrzymać
od śmiechu, kiedy wszystkie z hukiem spadły na ziemię. Przyjaciółka
skarciła mnie spojrzeniem nieznoszącym sprzeciwu, więc przykucnęłam obok
i zabrałam się za zbieranie dokumentów z ziemi.
- Poprawisz to, nie przejmuj się - usiłowałam ją pocieszyć.
- Jeżeli nie zaliczę łaciny, wywalą mnie z domu i nakażą spać na wycieraczce. Jak psu.
- Dramatyzujesz...
- To wszystko przez tę idiotkę Stacey - warknęła do siebie, ignorując co mówię.
Rodzice Ellie byli lekarzami i taką samą przyszłość wybrali dla niej.
Nie miała w tej sprawie nic do gadania. Kiedy tylko jej siostra Stacey
dostała się na medycynę, oczekiwania rodziców Ellie wzrosły. Stacey
zawsze stawiała wysoko poprzeczkę. Była szóstkową uczennicą, a szkołę
średnią ukończyła z wyróżnieniem i bez problemu dostała się na medycynę
do najlepszej stanowej uczelni. A Ellie nigdy się nie wyróżniała.
Właściwie to nie była nawet przeciętna. Ledwo dawała sobie radę. Dlatego
ciągle była w cieniu siostry.
Nagle, z głębi korytarza dobiegł do moich
uszu pisk. Jakby ktoś pocierał sztućcem o talerz. Poczułam ciarki na
plecach. Skrzywiłam się.
- Co jest? - zapytała Ellie, widząc moją minę.
- Słyszałaś to?
- Chodzi o chłopców? Pewnie są już w szatni i drą się jak banda niedorozwiniętych małp.
- Nie, nie o to mi chodzi - odparłam. - Nieważne, musiałam się przesłyszeć - dodałam szybko. - Idziemy?
- Idziemy.
Wyszłyśmy na parking, gdzie miałyśmy czekać na chłopaków, którzy
wracali z treningu. Ludzie gromadami wychodzili ze szkoły. Nieustannie męczyło mnie nieodparte wrażenie, że
ktoś nas obserwuje.
- Muszę się położyć, zaczynam już powoli
świrować - powiedziałam do przyjaciółki, przyciskając palce do skroni. Bolała mnie głowa, ciągle słyszałam jakieś skrzypienie.
-
Co mówiłaś? - Ellie jak zwykle będąc na swojej planecie, zignorowała co
mówię. - Nie odwracaj się. W samochodzie za tobą siedzi obłędnie
przystojny facet i gapi się na mnie - powiedziała, a w jej głosie
iskrzyła ekscytacja. Nie, nie iskrzyła. Ona z niej eksplodowała.
- Co? O czym ty... - Już chciałam się odwrócić, ale przyjaciółka mocno szarpnęła mój nadgarstek.
- Powiedziałam chyba, żebyś się nie odwracała - zgromiła mnie
spojrzeniem. - Skąd on jest? Pierwszy raz go tutaj widzę - szepnęła,
starając się powstrzymać uśmiech. Widziałam w jej spojrzeniu, że
najchętniej rzuciłaby się na niego i rozszarpała mu ubrania. Patrzyła
na niego jak na zdobycz. A Ellie zawsze dostawała to czego chciała.
Zwłaszcza jeżeli chodziło o chłopaków. - Na pewno nie chodzi do naszego
liceum.
W tym momencie Josh z Harrym wjechali na parking i ich
samochód zatrzymał się tuż przed nami. Skorzystałam z tego, że chłopcy
wytrącili z uwagi Ellie i spojrzałam się za siebie. W czerwonym
cadillacu siedział brunet. Był ubrany w skórzaną kurtkę. Jego ręka nonszalancko zwisała z drzwi samochodu. On się na nas nie
patrzył.
Gapił się.
Wprost na mnie.
Mimo uszu słyszałam głos
Ellie, która ganiła chłopaków za to, że prawie nas rozjechali. Wsiadała
do auta, a ja nie mogłam oderwać wzroku od bruneta. Jego oczy były ciemne,
prawie czarne i bardzo duże, w kształcie migdała. Zatopiłam się na
chwilę w ich ciemności. Złapały mnie całą. Byłam w nich uwięziona.
Głębia jego wzroku pochłaniała mnie, zaczęła mnie powoli pożerać, po
kawałku.
Głos przyjaciółki wyrwał mnie z transu:
- Rose?
I wtedy, nagle, usłyszałam w głowie pisk. Jakby coś na wskroś przeszyło
mój umysł. Złapałam się za głowę i upadłam na ziemię. Był nie do
zniesienia. Z moich płuc wyrwało się niekontrolowane, dzikie wycie.
Poczułam, że moje dłonie robią się mokre. Zapach krwi drażnił moje
nozdrza. Znikąd pojawili się ludzie ze szkoły. Stali nade mną, mówili do
mnie.
Czy oni nic nie słyszą?
Josh wykrzyczał moje imię. I wtedy wszystko ucichło.
Spojrzałam w stronę czerwonego cadillaca. Przez gąszcz nóg stojących
przy mnie prawie nic nie widziałam. Przyjrzałam się dokładnie, samochodu
już nie było.
Leżałam skulona na parkingu. W głowie ciągle majaczył dźwięk skrzypiącego szkła.
Zobaczyłam swoje dłonie oblepione krwią i straciłam przytomność.
___________________________________________________________________________________
Hejka! :)
To taka cząstka mnie, którą chcę Tobie ofiarować.
Proszę o komentarz. Chciałabym wiedzieć czy Ci się podoba. :)
Buziaki, Lenka.
Super!!! Czekam na więcej! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem, bo ten rozdział jest pełen emocji i pozostawia niedosyt! Zapowiada się naprawdę ciekawie i mam nadzieję, że się nie zawiodę. Czekam na następny rozdział. :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Bardzo wciągający. Z niecierpliwością czekam na więcej! :))
OdpowiedzUsuńHej !
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś do pisania. Brakowało mi Unique Skills. Co prawda trochę zaniedbałam komentowanie, w zasadzie ogólnie blogsferę, za co strasznie przepraszam. Teraz będę czytała i komentowała na bieżąco :)
Rozdział rewelacyjny. Świetne wprowadzenie, czyta się szybko i płynnie. Wszystko wydaje się realistyczne, jakby działo się tuż obok. No i oczywiście pozostawia niedosyt, także czekam na kolejne rozdziały :D Błędów nie zauważyłam, aczkolwiek kilka zdań można by bardziej rozwinąć. Ale i tak mi się podoba.
Jeju, rozpisałam się troszkę. Przepraszam, jeśli cię zanudziłam :)
Pozdrawiam, Odi (dawniej Vanilla)
O mamo! :D
UsuńNie sądziłam, że ktoś trafi tutaj z US. A jednak.
Pamiętam Cię Vanillo! Nawet nie wiesz jak miło jest zobaczyć od Ciebie komentarz. Dziękuję Ci! <3
Bądź dla mnie bezlitosna. Mam nadzieję, że zabawisz tutaj na trochę dłużej. :)
Miło, że pamiętasz :D Ja właśnie też postanowiłam wrócić i zacząć wszystko od początku. Pech chciał, że już po trzecim rozdziale zepsuł mi się laptop i domowy komputer (bo przecież jeden to za mało) i dopiero co został naprawiony. Także, jakby co, to zapraszam na ''Trzy Żywioły'' (nie ma to jak mała autopromocja xD )
UsuńOj, zabawię, zabawię, możesz być pewna xD Jestem ciekawa co tym razem wymyślisz.
Odi.
uuuu ciekawie się robi :D bardzo intrygujące opowiadanie, Twój styl pisania sprawia, że chcę więcej i więcej a w niektórych momentach moje serce zaczyna bić mocniej. Podoba mi się!! :D
OdpowiedzUsuńJestem meeeega ciekawa kto siedział w tym samochodzie i co dzieje się z Rose.
Obserwuję i pozdrawiam :*
Jejku, dziękuję Ci bardzo! <3
UsuńJuż lecę do Ciebie czytać opowiadanie. :*
Zachęciłaś mnie tym rozdziałem do dalszego czytania i nie omieszkam zajrzeć na Twojego bloga ponownie. :*
OdpowiedzUsuńTwój styl pisania i fabuła same w sobie są cudowne. *-*
Nie wiem co jeszcze mogę dodać, bo brak mi słów...
Trzymaj tak dalej, a Twoje opowiadanie na pewno nie będzie omijane. ;)
/Dree.
O mamo, dziękuję Ci!!!
UsuńAleż mi teraz dodałaś skrzydeł. :)))
Buziaki :**
Zacznę od czegoś lekkiego ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny szablon. Skromny, ale zdjęcie takie tajemnicze, że bez najmniejszego oporu sięgnęłam po rozdział.
I takim to pięknym sposobem przechodzimy do treści.
Cóż... Naprawdę zaintrygowała mnie ta cała scena przed szkołą. Tajemniczy typek - jest. Zwykła(wyjątkowa) dziewczyna - jest. Szalona przyjaciółka - też jest ;) Wszystko w jak najlepszym, aby zbudować świetną historię. Mam nadzieję, że tak tez się stanie, bo zamierzam zostać i śledzić losy Rose..
Nie chciałabym tutaj narzucać jakichś moich przypuszczań co do tego wszystkiego, więc po prostu się zamkną, zachowam je dla siebie i pozwolę działać twojej wyobraźni ;D
Czekam, życze weny i pozdrawiam ciepło :*
Buziaki, Inna :3
Tajemniczy typek, wyjątkowa dziewczyna, szalona przyjaciółka... No cóż, oryginalne to to może i nie jest, ale mam po prostu słabość do pisania takich historii.
UsuńCo poradzę :P
Dziękuję Ci bardzo za miłe słowa, pozdrawiam cieplutko :*
Super rozdział :*** Masz fajny styl pisania, ogólnie to blog mi się podoba :*** pozdrawiam :**
OdpowiedzUsuńŚlicznie dziękuję <3
UsuńPozdrawiam cieplutko, Lenka
Śliczny szablon. Piękny w swojej prostocie, lubię takie. Zostawiłaś u mnie link do swojego bloga, a że jest tutaj tylko 1 rozdział, to stwierdziłam, że z chęcią go przeczytam. I nie żałuję. Po pierwsze, naprawdę świetnie piszesz, masz talent, gratulację!
OdpowiedzUsuńPo drugie, uwielbiam imię Rose. Jedno z moich ulubionych! Historia zapowiada się dość intrygujące. Wnioskuję, że pojawi się tutaj wątek fantastyczny, ale mogę być w błędzie. Jestem ciekawa, kim jest ten tajemniczy przystojniak z czerwonego samochodu. Daję sobie rękę uciąć, że to on jest powodem, dlaczego dziewczyna słyszy jakieś dziwne piski. Zapomniałam dodać: scena pod szkołą, mistrzowska. Tak samo początek rozdziału. Idealne rozpoczęcie i zwieńczenie pierwszego rozdziału.
Czekam na kolejny rozdział i życzę weny. Pozdrawiam!
W wolnej chwili zapraszam do siebie. Bardzo chciałabym poznać twoją opinię :) Your perfect imperfections
No proszę, ja tu sobie grzecznie czytam Twoje opowiadanie, aż tu nagle zerkam i widzę komentarz od Ciebie. Dziękuję. Z tym talentem to lekka przesada. Nawet więcej niż lekka. Bo to nie żaden talent, to po prostu dużo pracy. I dużo pracy jeszcze przede mną, ale dziękuję Ci bardzo, niezmiernie mi miło. <3
UsuńBardzo fajny początek ;) Czekam i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńElvira Q
Dziękuję! :*
UsuńPozdrawiam cieplutko, Lenka.
Rewelacja. Masz taki przyjemny, lekki styl pisania. Zapowiada się naprawdę świetnie. Obserwuję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie:
http://tommorow-is-beautifull-dream.blogspot.com/2014/11/rozdzia-4.html
Dziękuję, dziękuję! :*
UsuńNa pewno do Ciebie wpadnę. :)
Buziaki, Lenka
Rozdział przeczytałam i już nie mogę doczekać się drugiego. Opowiadanie naprawdę potrafi wciągnąć. Mam mnóstwo pytań, które może w dalszych rozdziałach się rozwiążą.
OdpowiedzUsuńRose jest bardzo ciekawą osobą, zastanawiam się, co się z nią dzieje i z niewiadomych przyczyn te piski, których nikt nie słyszy, bardzo kojarzą mi się z naturą psiowatych.
Bardzo podobają mi się twoje oposy, są takie wspaniałe! Po prostu świetne i wręcz z przyjemnością się je czyta. W każdym słowie czuć jakąś emocję, bo prostu takie opisy jakie uwielbiam c:
Właściwie w czasie snu głównej bohaterki myślałam, że zaraz wyskoczy jakiś wampir, albo przynajmniej psychopata z piłą mechaniczną, a później gdy ją objął w swojej wyobraźni widziałam jak zaraz się pocałują... a to wszystko okazało się snem i jedynie jeszcze bardziej mnie zaintrygowało.
Dołączam się do klubu twoich czytelników, bo na pewno zostanę tutaj na dłużej :)
Pozdrawiam ^^
life-of-heros.blogspot.com
Oh! Jak mi miło :) Dziękuję Ci ślicznie! Odpowiedzi na wszystkie pytania pojawią się w kolejnych częściach. W weekend będzie następny rozdział. :D
UsuńI obiecuję, że nie zabraknie emocji. Może nawet kiedyś pojawi się jakiś psychopata z piłą mechaniczną, kto wie? hahah :PP
Buziaki, Lenka <3
dziewczyno piszesz najlepiej na świecie pproszę dokończ rozdział z Avalon i Taylerem :(
OdpowiedzUsuń